20 gru 2017

Rozstanie

a jednak...

rozstajemy się po dwunastu latach

odbieram to jako własną porażkę, ktokolwiek powie, napisze coś innego pewnie ma rację, ale ja i tak będę upierała się przy porażce

Młody w tym całym zamieszaniu, moich szlochach, relanium łykanym przez P, jest... poprawny. Chodzi do szkoły codziennie, jest klientem nieawanturującym się (tfu, tfu, żeby nie zapeszyć), daje się lubić nawet, gdyby nie to, że nie wierzę.

Będzie się usamodzielniał już.

Przyszedł czas na inną formę opieki a ja może wreszcie zadbam o siebie, udało mi się zmienić termin sanatorium, zus był bardzo wyrozumiały.

Tylko, kurna, czemu to tak boli?


2 komentarze:

anabell pisze...

Bo 12 lat to nie dwanaście minut choć i 12 minut może człowieka w końcu o zawał przyprawić.
Życzę Ci wszystkiego co dobre i piękne i żebyś faktycznie zadbała wreszcie o siebie. Bo jak Ty nie zadbasz to kto to zrobi???
Wszystkiego dobrego, Kochana!

Beata pisze...

Anabell w punkt