a jednak...
rozstajemy się po dwunastu latach
odbieram to jako własną porażkę, ktokolwiek powie, napisze coś innego pewnie ma rację, ale ja i tak będę upierała się przy porażce
Młody w tym całym zamieszaniu, moich szlochach, relanium łykanym przez P, jest... poprawny. Chodzi do szkoły codziennie, jest klientem nieawanturującym się (tfu, tfu, żeby nie zapeszyć), daje się lubić nawet, gdyby nie to, że nie wierzę.
Będzie się usamodzielniał już.
Przyszedł czas na inną formę opieki a ja może wreszcie zadbam o siebie, udało mi się zmienić termin sanatorium, zus był bardzo wyrozumiały.
Tylko, kurna, czemu to tak boli?
O niczym....
-
.......bo nic się u mnie nie dzieje ciekawego.
W ramach tego, że się nic nie dzieje mam awarię kranu w kuchni, a nie
jest to stary kran, nie ma je...
2 dni temu
2 komentarze:
Bo 12 lat to nie dwanaście minut choć i 12 minut może człowieka w końcu o zawał przyprawić.
Życzę Ci wszystkiego co dobre i piękne i żebyś faktycznie zadbała wreszcie o siebie. Bo jak Ty nie zadbasz to kto to zrobi???
Wszystkiego dobrego, Kochana!
Anabell w punkt
Prześlij komentarz