13 lip 2009

Terapia

TERAPIA

Kobieta zasłoniła twarz rękoma.
- To nasza wielka szansa. Nigdzie nie znajdziesz takiego miejsca. Nad czym ty się jeszcze zastanawiasz?
Słowa męża kłuły i raniły. Pochylała głowę coraz niżej. Nie potrafiła podać powodu, dlaczego boi się dać Macieja do tamtej placówki. Czuła tylko strach. Lęk, że wpadnie w coś, z czego nie będzie powrotu.
- Nie wiem. Widziałeś te dzieci? Żadne się nie śmiało, a jeśli już, to tak dziwnie. Były jakieś takie sztuczne, jakby zaprogramowane.
Mąż przestał chodzić po pokoju. Usiadł przed żoną i ujął jej dłonie.
- A zwróciłaś uwagę, że nie rzucały klockami, nie krzyczały, gdy chciały coś dostać.
- To był film. Tylko film. Dzieci wybrane, wyselekcjonowane.
- Jadły przy stole, - mąż nie słuchał jej. - Jadły a nie zrzucały jedzenie z talerza na stół, podłogę. Ubierały się. Nie widziałaś tego? To działa! Jeśli go tam damy, będzie wreszcie normalny.
- Normalny?
Mężczyzna wstał zniecierpliwiony.
- Nie łap mnie za słowa! Wiesz, o co mi chodzi.
- Czasami… Czasami wydaje mi się, że nie wiem.
Mężczyzna pokiwał głową w milczeniu.
- No, dobrze. Nie będzie normalny, ale będzie inny.
- To znaczy, jaki?
Mężczyzna przeszedł się po pokoju szukając odpowiednich słów.
- Grzeczny.
Kobieta schowała twarz w dłoniach.
- Tereniu, chociaż pojedź tam i zobacz. Porozmawiaj. To cię do niczego nie zobowiązuje.

Budynek sprawiał bardzo pozytywne wrażenie. Niewielki, jasny bungalow otoczony zielenią wyglądał jak oaza na tle otaczającego go osiedla. Na czerwonym tle napis - Ośrodek Programów Zachowania Pożądanego
Maciek wysiadł z samochodu, podszedł do ogrodzenia, wyciągnął nos w kierunku budynku, jakby wąchał niesione wiatrem zapachy, nagle odwrócił się i wsiadł do auta. Teresa zachęciła go do wyjścia, ale syn pokręcił przecząco głową i zablokował drzwi samochodu wciskając przycisk przy szybie.
- Co? Synku? – Powiedziała do siebie Teresa – Brzydko, co?
Dała znać mężowi, że pójdzie tam na razie sama. Podeszła do oszklonych drzwi wejściowych.
Korytarzem, wzdłuż ścian chodził może dziesięcioletni chłopiec. Za nim krok w krok szła młoda dziewczyna. Co pewien czas wykręcała chłopcu ręce na plecy i odwracała go twarzą do ściany. Teresa przez dłuższą chwilę przyglądała się temu dziwnemu spacerowi. Chłopiec szedł korytarzem i każda zmiana w jego zachowaniu, zapalenie światła, złapanie za klamkę w korytarzu, przejście na lewą stronę korytarza, podrapanie po twarzy powodowała natychmiastową reakcję jego towarzyszki. Wykręcenie rąk i odwrócenie twarzą do ściany. Po pewnym czasie ruszali dalej na ten osobliwy spacer. Korytarz nie był długi i ciekawy, a spacer trwał i nic nie wskazywało na to, by miał się szybko zakończyć. Gdzieś w oddali słychać było płacz małych dzieci.
Teresa usłyszała za plecami chrząknięcie. Odwróciła się. Stała przed nią wysoka, szczupła kobieta o krótko ściętych, po męsku, czarnych włosach. Mocno zaciśnięte, wąskie usta uchyliły się ledwie dostrzegalnie i Teresa usłyszała suche, ostro brzmiące:
- Karpińska. Jestem dyrektorem ośrodka, pani w jakiej sprawie?
- Szukam miejsca dla syna. Słyszałam, tutaj jest dużo opiekunów...
- Terapeutów.
- No… Tak. Tylko, że chyba źle trafiłam. Dzieci są tu małe i krzyczą. Muszą tak?
Dyrektorka zaprosiła gestem Teresę do środka. Ruszyły razem w stronę gabinetu.
- Terapia behawioralna, którą stosujemy, choć kontrowersyjna jest jedyną skuteczną metodą dla naszych dzieci. Zapewniam panią, że ten krzyk jest niezbędny. Po kilku miesiącach ćwiczeń dzieci wychodzą stąd odmienione.
- Możliwe... Tylko, dlaczego słychać płacz dzieci. Już bardzo długo jakieś dziecko płacze.
Na twarzy kobiety pojawił się cień irytacji.
- Proszę, nich pani siada. Kiedy dziecko ma garb, wsadza je pani w niewygodny gorset dla jego dobra, prawda? Czasami tak trzeba. My też to robimy. W inny sposób, ale sens jest ten sam a pani nie musi oddawać tutaj dziecka. Trening behawioralny jest szeroko stosowany w świecie. Nasi uczniowie uczą się u nas prawidłowych zachowań.
Teresa nie była usatysfakcjonowana odpowiedzią.
- A skąd wiecie, które są prawidłowe?
Dyrektorka podniosła się i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, straciła zainteresowanie Teresą.
- Mamy różne priorytety, terapię opieramy na współpracy z rodziną i przede wszystkim na bezwarunkowej akceptacji naszych działań. Proszę się nad tym zastanowić i wrócić do nas, jeśli spełni pani te warunki. – Stanęła przy drzwiach zwracając się do Teresy – Wtedy zapraszamy.
Teresa spojrzała zdziwiona na dyrektorkę.
- A potrzeby mojego syna i moje warunki?
- Pani? To jest moja placówka...
- Prywatna? Nie wiedziałam…
Kobieta otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
- Jestem zajęta.
Teresa wyszła z gabinetu z ulgą zamykając za sobą drzwi. Wzdłuż korytarza nadal chodził ten sam chłopiec.
- Dlaczego on ciągle chodzi po korytarzu? – Zapytała młodą dziewczynę chodzącą krok w krok za chłopcem.
- To trening posłuszeństwa, będzie chodził tak długo, aż będę mieć pewność, że nie będzie bezsensownie pstrykać włącznikami prądu, dotykać ściany i łapać za klamki. Że się tego nauczył.
- Ale teraz, widziałam, pani, sama, kazała mu to zrobić...
- To była prowokacja, sprawdzenie jego umiejętności.
- Aha.. Jeszcze jedno, dlaczego nie może sobie czasem pstryknąć światłem? Przecież zaraz zgasił. A czy przeanalizowała pani przyczynę jego działań? Dlaczego tak pstryka?
Terapeutka spojrzała na Teresę zdziwiona.
- On nie może tego robić.
- Bo, co?
- Bo… Program… Potem nie da sobie pani z nim rady, wejdzie pani na głowę.
- Wydaje mi się, że wszystko pani wyjaśniłam... – Teresa usłyszała za plecami głos dyrektorki Karpińskiej. Stała w otwartych drzwiach swojego gabinetu.
Teresa nie odwróciła się. Pomachała ręką nad głową, potem szepnęła do ucha chłopcu na korytarzu - Nie daj się, mały.- I z ulgą opuściła budynek.
*
Mąż nie zrozumiał Teresy.
- Niech go chociaż obejrzą, zobaczymy co powiedzą. – Prosił żonę. – To nic nie kosztuje i nie musimy go zostawiać, ale niech zobaczą.
*

Dyrektorka nie była zachwycona powrotem Teresy. Poprosiła ich jednak do pokoju diagnostycznego. Macieja zabrała gdzieś w głąb budynku. Teresa słyszała przez chwilę jego krzyk. Chciała wstać do syna, ale mąż ją powstrzymał.
Siedzieli naprzeciw młodej, ładnej dziewczyny z burzą jasnych loków. Patrzyła na nich chwilę z grzecznym, nieco przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- Porozmawiamy sobie teraz o państwa dziecku. Omówimy najważniejsze kierunki terapii. Będę potrzebowała opis trudnych zachowań syna do programu. Proszę wypisać na tych dwóch kartkach trudne zachowania dziecka. Każde z państwa z osobna. Sprawdzimy potem, czy jakieś się powtarzają, oraz to, co każde z państwa, osobno tata, osobno mama, uważają za zachowania niepożądane.
- Jakich trudnych zachowań? Dlaczego nie zapyta pani, co on potrafi? – Teresa zaniepokoiła się.
- Znam schorzenie państwa syna i wiem, co potrafi dziecko w jego wieku.
- Każde dziecko jest inne – Teresa nie dawała za wygraną.
- On jest bardzo pogodny… - niespodziewanie dodał mąż.
- Krzyczy. –Stwierdziła terapeutka.
- Bo nie może się ze mną porozumieć, dużo dzieci krzyczy…
- Ale on jest autystą.
- No i co z tego… Jest jeszcze mały – Teresa zacisnęła usta.
- Kiedy będzie duży nie poradzi sobie z nim pani. Pojawi się agresja i nie dacie sobie z nią rady, przyjdziecie do nas, ale wtedy… Będzie już za późno. Proszę mi wierzyć, ja wiem.

*

Teresa opuściła głowę. Dziewczyna przedstawiła im czarną wizję zachowania Macieja, jeśli oboje z mężem nie wyrażą zgody na natychmiastową, pogłębioną terapię.
- To jedyna szansa dla waszego syna. Nigdzie nie zagwarantują państwu tak szybkich rezultatów terapii, jak w naszej placówce. Proszę, przejdziemy teraz do chłopca. Zdaje się, że zakończono już badanie.
Maciek, mokry od potu, siedział zrezygnowany na małym krzesełku w dużej sali. Na parkiecie leżał koc. Syn nie zwrócił uwagi na wejście rodziców. Nie podbiegł, nie przytulił się do nich.
- Opracowaliśmy kilka procedur. Zapoznamy teraz państwa z zasadami. Wszyscy domownicy, wszyscy znajomi z otoczenia muszą stosować te same procedury wobec Maćka inaczej terapia nie przyniesie efektów. Żadnych odstępstw, trzymamy się konsekwentnie reguł postępowania.
Teresa dokładnie przeczytała proponowany program dla Maćka.
- Przepraszam. Ale czegoś tu nie rozumiem. Z tego, co tu jest napisane wynika, że mój syn przez jakiś czas, przez cztery godziny dziennie, będzie się uczył siadania na krześle, siedzenia na nim, trzymania rąk na kolanach i patrzenia w oczy. Jeśli tego nie zrobi, będzie zmuszany na siłę do wykonania tych czynności poprzez przytrzymanie na krześle, zablokowanie kolanami, co? Jak? – Teresa potrząsnęła kartką w stronę męża.
- Co jest niezrozumiałe? – Śliczna, drobna, niebieskooka szatynka uśmiechnęła się życzliwie.
- Pryskanie w twarz wodą, klaskanie, unieruchomienie ręcznikiem i przytrzymanie kolanami oraz dłońmi wyprostowanych na bok rąk – Mąż Teresy przeczytał tekst z kartki.
Dziewczyna poderwała się ochoczo.
- Zaraz państwu zaprezentuję.
Wzięła Macieja za rękę i chociaż wyrywał się, sprawnie położyła go na podłogę, następnie owinęła ręcznik przez ramiona oraz kark dziecka, uklęknęła nad jego głową kolanami przytrzymując końce ręcznika. Wyprostowane na bok ręce chłopca chwyciła w nadgarstkach.
Teresa patrzyła na wyrywającego się i krzyczącego syna i nie potrafiła zrobić żadnego ruchu.
- Tak to wygląda. Proszę, niech mnie pani zmieni – zawołała dziewczyna - Musicie nauczyć się, pani i mąż, trzymania syna. To potrwa tak długo, aż przestanie się rzucać i zrezygnuje z walki. Tu proszę popatrzeć, trzymamy rączki w ten sposób, aby uniemożliwić wyrywanie się dziecka no i żebyśmy sami się zbyt mocno nie zmęczyli, bo to czasami trwa bardzo długo. Odległość między wami a dzieckiem musi być zachowana, bo niektóre dzieciaczki mają ostre ząbki, dużo energii i potrafią ugryźć boleśnie.
- Przytrzymanie na kolanach z rękoma na plecach – szepnęła bezwiednie Teresa nie ruszając się z miejsca.
Dziewczyna błyskawicznie podniosła się z kolan. Uwolniony Maciej poderwał się na nogi, jednak terapeutka wykręciła mu ręce do tyłu zmuszając do uklęknięcia na podłodze.
- Teraz, widzi Pan? Może pan, odchyleniem rączek dziecka od ciała, regulować jego aktywność ruchową. Wystarczy podnieść nieco wyżej i już jest unieruchomiony. W krótkim czasie osiągnie pan pożądany efekt – posłuszeństwo. Proszę, kto pierwszy spróbuje? Mamusia czy tatuś?
Teresa nie zdążyła odpowiedzieć. Mężczyzna nachylił się nad synem. Maciek zrezygnowany patrzył w podłogę, jęczał cicho. Ojciec wyciągnął rękę w stronę syna, chciał odgarnąć mu mokre włosy z czoła. Maciej zasłonił się ręką gwałtownie uderzając w dłoń ojca. Terapeutka błyskawicznie rozkrzyżowała ramiona chłopca.
- Widzicie? Agresja skierowana na ojca! Trafiliście do nas w ostatnim momencie!
Mężczyzna oderwał jej ręce od syna. Podniósł go i przytulił.
- Wracajmy do domu. Zmoczył się, trzeba go przebrać.
- Nie możecie mu teraz ustąpić, nie możecie wyjść. On się zmoczył specjalnie, żeby dać mu spokój – dziewczyna stanęła między nimi a drzwiami.
Mężczyzna podniósł dłoń na wysokość twarzy dziewczyny jakby chciał chwycić jej twarz. Zwinął dłoń w pięść i mocno zacisnął. Żona wsunęła rękę pod ramię męża. Wyszli.
bmg