12 lip 2009

Ciało

Początkowo widziała tylko jego włosy. Dużo włosów. Jasne, kręcone pukle opadające na oczy i ramiona. W pubie panował półmrok, ale wśród wielu głów pochylonych nad piwem i orzeszkami właśnie jego włosy były najbardziej widoczne. Raz po raz z kąta, w którym siedział, wybuchały salwy śmiechu a jego włosy przesypywały się w różne strony. Czasami wydawało się, że patrzy w jej stronę, na siedzącą samotnie. Ponad głowami innych widziała błysk oczu znad pokręconej grzywki. Kiedy wreszcie przyszła Kaśka i powiedziała, że tam siedzą jej znajomi i dobrze byłoby, gdyby się dosiadły, bo to bardzo fajne towarzystwo, poczuła lekki ból w żołądku i niepokój.
Pił piwo przez słomkę. No, tak… Najpierw zobaczyła słomkę a dopiero potem to, że jego ręce są nienaturalnie ułożone na kolanach. Dopiero później, na końcu wózek. Śmiał się a jego ciało zaczynało tańczyć.
Przez chwilę bała się na niego spojrzeć. Czy jej wzrok nie będzie zbyt natarczywy, wścibski. Krótko była zażenowana, bo Piotr okazał się być bardzo bezpośrednim chłopcem.
- No, nareszcie jakaś nowa dziewczyna – zawołał. – Siadaj przy mnie, będziesz mi podawać żarcie, oni mnie tu oszukują. Pomijają w kolejce! – Zaśmiał się.
Szybko nawiązali kontakt. Piotr czytał te same książki, co ona, lubił te same miejsca na starym mieście. On mówił a ona słuchała. Różniła ich tylko muzyka. Powiedziała stanowczo, że nigdy nie przekona się do rapu a on ze śmiechem zapewnił ją, że wkrótce zmieni zdanie.
Nie potrafiłaby wytłumaczyć, dlaczego właśnie Piotr ją zafascynował. Obudził w niej uczucia, których nie rozumiała, jakąś dziwną chęć opieki. Podsuwała mu słone paluszki, podawała je do ust, a on, chociaż śmiał się, że potrafi sobie poradzić z paluszkami, pozwalał się karmić. Otwierał szeroko usta i miażdżył ciastko zębami jedząc z otwartymi ustami, albo składał usta w trąbkę i drobiąc zębami jak myszka wciągał go do ust. Paluszki strzelały w jego zębach, łamały się i pokruszone opadały na ubranie. Patrzyła zafascynowana jak zlizuje kryształki soli z warg.
Tego wieczoru jeszcze nie odwiozła go do domu. Był już umówiony z kolegami, odwieźli go samochodem. Spotkali się, niby przypadkiem, zaraz następnego dnia. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć, dlaczego pojechała po zakupy na drugi koniec miasta. Nie chciała tego tłumaczyć, nawet sama przed sobą.
Spotkała go przed kawiarnią internetową i zaproponowała, że pomoże mu dotrzeć do domu. Mieszkał sam, w maleńkiej kawalerce, niedaleko pubu, w którym się poznali. Zmyła naczynia, powiesiła pranie. Zaczęli razem robić placki kartoflane. Piotr obsługiwał malakser. Zanurzył sprawniejszą dłoń w cieście i wysmarował nim twarz Anny.
- Chcę cię pocałować. Przysuń się. – powiedział a ona zrobiła to, co chciał.
Potem sprawnie wsunął głowę pod jej sweter, jego palce nieudolnie szarpnęły zamek stanika.
- Musisz sama – szepnął wysuwając głowę. Patrzył się na nią śmiejąc w inny sposób niż wszyscy znani jej chłopcy. Śmiały się jego oczy, zmarszczony nos i szeroko otwarte usta. Dźwięk ginął gdzieś w zaciąganym powietrzu. Odchylał lekko głowę do tyłu i dzięki temu śmiało się całe jego ciało.
Spojrzała na jego ręce. Były bardziej niż zwykle napięte. Ujęła je ostrożnie i położyła na poręczy wózka. Odgarnęła włosy z jego twarzy. Odchylił głowę do tyłu i zaczął nią lekko potrząsać. Anna wzięła jego twarz w dłonie i pocałowała delikatnie czoło, oczy, nos
i usta. Potem usiadła okrakiem na jego kolanach, wózek ruszył, zatrzymali się na ścianie. Wybuchnęli śmiechem.
- Tak nam nie wyjdzie, rozwalimy wózek. Kasa chorych nie da mi nowego, tylko dlatego, że uprawiam na nim seks – Powiedział śmiejąc się. – Czekaj, zsunę się na podłogę.
Kiedy znaleźli się na dywanie rozebrała się i pomogła zdjąć ubrania Piotrowi.
- Umiem się rozebrać – powiedział. – Ale ty robisz to fantastycznie podniecająco.
Położyli się obok siebie. Piotr na brzuchu ona na plecach. Kazał jej leżeć i nic nie robić przez pewien czas. Zaczął całować jej ciało. Pieścił ją językiem, swoim włosami
i brodą, a Anna tak jak obiecała, nie ruszała się. Potem położył się między łóżkiem
a ścianą.
- Jak się zaklinuję, nie będę ci uciekał. Chciałbym dotknąć twoich piersi, kiedy usiądziesz, tylko musisz trzymać moją rękę, bo nie bardzo nad nią panuję. Dasz radę?
Kiwnęła głową. Usiadła na nim, powoli zagłębiając go w sobie. Położyła jego dłoń na swojej piersi. Jego zgięte palce szczypnęły ją boleśnie w sutek. Musiała siłą odgiąć jego palce. Gdy uwolniła pierś Piotr zajęczał i wyprężył ciało.
Na łóżko wczołgał się sam. Powiedział, że była boska i poprosił, by przykryła mu nogi, bo zawsze mu marzną w nocy. Położył się na boku, lekko zgięty, jak dziecko w łonie matki – pomyślała.
Znalazła ciepłe skarpety i nałożyła mu na stopy. Przytuliła się do jego pleców. Poczuła się jak futerał otulający Piotra. Każda jej część, każdy milimetr skóry przylegał miękko do chudego, szorstkiego ciała. Przyspieszyła oddech i dociskając łono do jego pośladków osiągnęła spełnienie.
- Kocham cię – szepnęła niespodziewanie dla samej siebie. Podniosła lekko jego rękę. Była wykrzywiona, łokieć zupełnie w innym miejscu niż powinien. Na nadgarstku świeciły się wypolerowane nagniotki. Pocałowała je.
- Hm – odpowiedział.
Spał a Anna jeszcze długo leżała przy nim. Czuła jak ciepło jej ciała ogrzewa Piotra. Kiedy jego stopy stały się tak samo ciepłe, jak jej, wstała. Poprasowała mu koszule, ugotowała zupę ogórkową. Było już jasno, gdy wróciła do domu.
Przez kilka najbliższych dni Anna zmywała naczynia u Piotra i próbowała przekonać matkę o słuszności swojej decyzji.
- Chcę z nim zamieszkać – powiedziała spokojnie, ale stanowczo. – Muszę z nim zamieszkać – dodała ciszej. Niemal prosząco. – Jestem mu potrzebna. Chcę być potrzebna.
Matka zastukała do drzwi sypialni, za którymi bezpiecznie ukryty przed podjęciem decyzji, był ojciec.
- Nie rozumiem cię, Aniu. Chcesz się poświęcać, proszę bardzo. Stefan, wyjdziesz w końcu? – Krzyknęła w zamknięte drzwi. - Zaopiekuj się jakimś dzieckiem, chorą osobą. Jeśli musisz, rób mu zakupy, jedź z nim do lekarza, ale żyć z nim? Mieszkać? To chore.
- Nie rozumiem…
- Ciebie podnieca takie nienaturalne ciało?
- A ciebie?
- Co masz na myśli?
- Tata ma ze sto trzydzieści kilo. Też jest niepełnosprawny. Wiążesz mu buty, pomagasz się myć. Ciebie podnieca ten tłuszcz?
- Wyjdź. - Matka zamknęła oczy, nabrała kilka razy powietrza, głęboko. - Jesteś chora. Trzeba cię leczyć. To nie jest normalne.
Kiwała w milczeniu przecząco głową, ale nie przerywała matce.
- Jest, jest taka choroba... - Matka zaczęła chodzić po pokoju, przeglądała półki z książkami, wyglądała przez okno, jakby tam miała znaleźć odpowiednie określenie dla córki.- Ja nie pamiętam, ale jest. Jest takie określenie na tych, których podnieca stare ciało, ale to, co ty... Jest, też na pewno. To choroba, zboczenie...
- On ma młode ciało, mamo...
- Co, co ty nazywasz ciałem? Tę kupę trzęsących się kości? Przecież możesz znaleźć sobie innego chłopca. Nie jesteś brzydka, niezgrabna... Dlaczego? Mówisz, że ojciec… Tak, jest czasami trudno i ciężko, jesteś pewna, że poradzisz sobie z tym chłopcem? Że masz tyle sił? Poza tym, ty go nie znasz! Tydzień czasu to zbyt mało, żeby z kimś zamieszkać!
Między argumentem matki dotyczącym wyglądu Piotra a tym, co będzie czekało Anną z Piotrem w przyszłości, Anna spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy.
Po typowej dla ojca reakcji na pytanie matki „no, powiedz coś, jesteś jej ojcem”, ojciec ruszył do kuchni a Anna wyszła z domu.
Kiedy ojciec wrócił do pokoju, by zmierzyć się z zawiedzionym spojrzeniem żony, Anna była już pod domem Piotra.
Postawiła torbę pod ścianą. Podniosła rękę, żeby zapukać i wtedy otworzyły się drzwi. To był Piotr.
- To ty? – Patrzył na nią ze zdziwieniem. – Byliśmy umówieni?
Pokręciła głową i nie zdążyła nic powiedzieć. Z łazienki wyjrzała dziewczyna w samej koszulce i majtkach. Była ładna, zgrabna. Piotr podążył za wzrokiem Anny.
- Nie odzywałaś się trzy dni, a ja potrzebuję kogoś do pomocy. Gośka szukała mieszkania, ma dość akademika. Poza tym fajnie gotuje. Wpadnij kiedyś na spaghetti, robi rewelacyjne.
Pokiwała głową. Tak, jasne, chętnie spróbuje ten makaron.
- Słuchaj, możesz coś dla mnie zrobić? - Głos Piotra zabrzmiał prosząco.
- Tak? – Szepnęła.
- Wiesz… Zdzwonimy się, teraz sorry, jadę na basen. Ściągniesz mi windę?
BMG