26 mar 2011

Zaczęło się niewinnie, nieśmiało wręcz...w piątek po południu, wieczorem...


 Sobota rano minus pięć...


właściwie to mi się podoba, bezpieczna monotematyczność, czysto, niemal sterylnie, przewidywalnie...  psy ogarnięte miłosnym czasem i taplające się w błocie teraz wracają czyściejsze (spoko, ten zakochany wykastrowany, ale dwie suki tańczą przy nim i tańczą, on zresztą tez tańczy)

3 komentarze:

mada pisze...

No u mnie aż tak biało nie jest, ale jednak coś białe tańczy w powietrzu:(

Anovi pisze...

A idź tam pani, rano nic nie zapowiadało tego białego wieczorem. Wracałam z pracy to nawet zupełnie przyzwoicie równo, wiosennym deszczem padało. A wieczorem to wiemy co ;/

Beatta pisze...

To tylko pozegnanie...ostatnie podrygi ;)