9 lis 2010

dwadziescia minut

ha!
wysiadł z samochodu (nieszczęście na twarzy), wszedł do warsztatów, rutyna zadziałała, chciał zdjąć kurtkę ale nagle! jakby żarówka mu się w głowie zapaliła, jakby pukanie w głowie, no pomysłowy Dobromir niemal, zamek błyskawiczny w górę i w tył zwrot...
powiedziałam, że musimy pogadać z psychologiem, poszlismy do gabinetu, Wu w kurtce (bezpiecznie), ja w kurtce, on mi ciągle torbę w łapy pcha - mówię "zaraz", poprawiam się - "dziesięć minut"

Pogadaliśmy, próby będą podejmowane, spróbujemy zajęć indywidualnych nawet,  Wu z bezpiecznej odległości przywitał się z "grupą rówieśniczą", potem jeszcze toaleta (w kurtce) i wyszliśmy. Po drodze spotkalismy trzech kolegów, nakazałam przywitanie się przez podaj rękę - wykononał (bezpiecznie trzymałam za drugą, żeby nie próbował zatykać im ust i pojechaliśmy do Oszołoma.

I tam Wu też nie był szczęśliwy, lęk jaki ma sobie nie zginie prędko. Kupił książkę o zwierzętach za całe 34.99 i odjechał z tatem do bezpiecznej krainy łóżko/komputer/własny kibelek.