19 kwi 2010

Matka


 Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zrobiła i kawę i herbatę. Tak jak zawsze. Jak co dzień, przez tyle lat…

Mocna, kaszubska kawa, z trzech pełnych łyżeczek zmielonego ziarna dla matki i czarna, gorzka herbata dla niej. Dopiero wtedy, gdy kawa zapachniała, zauważyła, co zrobiła. Postawiła kubki na stole. Dokładnie naprzeciw siebie, tak jakby matka miała zaraz usiąść, gderając i szurając kapciami.

            Usiadła i popatrzyła na samotny kubek matki. Wtedy uświadomiła sobie również, że nikt nie przyszedł z nią, z cmentarza, na ciasto i kawę… Przecież zapraszała, jest tego pewna, ale nikt nie przyszedł… Na komodzie, przykryte siatką przed muchami, stało ciasto. Metrowiec, pleśniak i sernik. Kto to teraz zje... Matka powiedziałaby, że marnuje jedzenie…

            Najpierw usłyszała głuche kliknięcie. Ktoś nacisnął wiecznie popsuty dzwonek, a za chwilę rozległo się pukanie do drzwi. Dwa ciche uderzenia, potem trzy głośniejsze, bardziej niecierpliwe.

            Otworzyła drzwi. W  cieniu klatki schodowej stał mężczyzna. Obcy, ale twarz wydała jej się znajoma. Spojrzała na niego pytająco.

            - Dzień dobry. – Powiedział mężczyzna i zamilkł.
            Krystyna wykonała ruch, jakby chciała zamknąć drzwi a mężczyzna widząc to ukłonił się lekko.
            - Nazywam się Andrzej. Andrzej Olkiewicz.
            - Aha – odpowiedziała Krystyna.
            - Jestem… Pani bratem – dodał cicho  wyciągając dłoń do Krystyny.
            Przyjęła dłoń jak automat skupiając się na tym, by mężczyzna wszedł do mieszkania, bo przecież nie wolno witać się przez próg.
 Wszedł niepewnie. Rozejrzał się, mijając drzwi do kuchni, skierował w stronę pokoju. Stanął przy stole.
            - Czeka pani na kogoś? – Zapytał patrząc na kawę. – Byłem na cmentarzu. Zapraszała pani… Może ja… innym razem…
            Pokiwała przecząco głową i zaprosiła gestem do stołu.
            - To kawa dla niej. Zrobiłam ją z przyzwyczajenia…Co panu podać? Kawy, herbaty? Bardzo proszę, zaraz podam ciasto.
            Siedzieli w milczeniu patrząc na siebie wtedy, gdy drugie miało spuszczony wzrok. Krystyna zwróciła uwagę, że mężczyzna ma nos podobny do matki. Średniej wielkości, dość gruby, przy oddychaniu skrzydełka nosa poruszały się lekko.

-              Testamentu nie było. – powiedziała - Jest tylko to mieszkanie. Jeśli... Pan...Na drodze sądowej... Rozumiem. Ja…Spłacę zachowek.

Mężczyzna  zmieszał się. 

-    Nie, nie…Ja…Chciałem tylko... Poznać. Może też zrozumieć. Nie zdążyłem…Nie chcę do sądu. Czy możemy sobie mówić po imieniu? Andrzej…

Krystyna uśmiechnęła się.
- Jestem Krystyna.
Uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Nie byłaś zdziwiona, kiedy powiedziałem, kim jestem.
            Krystyna wzruszyła ramionami.
            - Wiedziałam, że pan… Że jesteś, gdzieś, ale ona nigdy nie rozmawiała
o tobie.  Nie wolno było. Więc ja też nic nie mówiłam, nie pytałam. Teraz, nagle,
w dniu pogrzebu… Jesteś. Tyle lat... Skąd?
            Andrzej wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Poobracał nimi na stole, ale nie otworzył.
- Przypadek. Od ponad  dwudziestu lat mieszkam na tak zwanym zachodzie. Ostatnie piętnaście w  Australii. Jestem w kraju służbowo. Byłem tutaj  kilka dni temu… Przeczytałem klepsydrę na drzwiach.
Chwycił jej dłonie i ścisnął mocno.
-       Myślałem, że mi to już niepotrzebne, ale to nie prawda. Siedzi to we mnie czterdzieści pięć lat. Dlaczego ty a nie ja? Czy, tylko dlatego, że urodziłem się chłopcem? Czy płeć miała aż takie wielkie znaczenie? Zostawiła mnie, kiedy miałem siedem miesięcy. Odkąd skończyłem osiemnaście lat, codziennie słyszałem to od mojej drugiej matki. Że się podzielili się dziećmi. Mój ojciec i matka. Ona wzięła dziewczynkę, on syna. To rozwiązało sprawę alimentów. Układ, umowa, kontrakt zdecydował o tym, ze wychowywałem się bez …niej.
Krystyna uwolniła dłonie z rąk Andrzeja. Podeszła do kredensu i wyciągnęła karafkę z wódką. Napełniła dwa kieliszki.
-       Dowiedziałem się, że jestem jej dzieckiem, kiedy stałem się pełnoletni
i chciałem wyrobić dowód osobisty. Okazało się, że nigdy się mnie nie wyrzekła,
a kobieta, która mnie wychowała nie jest moją matką… To za trudne, prawda? Żeby zrozumieć...
Zaprzeczyła głową. Nie było trudne. Nie było niemożliwe. Całkiem codzienne było, normalne i pospolite.
Andrzej nalał sobie do kieliszka. Mówił szybko, krótkimi urwanymi zdaniami, jakby się gdzieś spieszył.
-       Właściwie nie piję, ale to wyjątkowa okazja… Nie gniewasz się?
Krystyna zaprzeczyła ruchem głowy a on mówił dalej.
-       Ta moja druga matka, była o mnie bardzo zazdrosna, chociaż nic do mnie czuła. Taki pies ogrodnika. Suka… Podobno to ona nie pozwalała mówić ojcu prawdy. Nie wiem, dlaczego taka była… Często, kiedy ojciec miał nocki, spałem
w piwnicy, bo mnie nie wpuszczała do domu…Nie wiedziałem, że mam inną, prawdziwą matkę, nie rozumiałem, dlaczego ta, którą uważałem za matkę mnie nie kocha. Tylko, że ta prawdziwa, też mnie nie kochała. Oddała mnie.
Krystyna wygładziła na obrusie niewidoczne zmarszczki. Nie rozumiała, co do niej mówił. Ten żal, żal dziecka w dorosłym mężczyźnie był dla niej za trudny. Sugerował, że on potrzebuje pomocy, ciepła, opieki a Krystyna nie chciała pomagać. Nie teraz. Nie w tej chwili. A może wcale.
Andrzej nie patrząc na Krystynę mówił dalej. Spojrzała na niego ukradkiem. Tak. Jednak był do niej podobny. Układ ust, grymas, kiedy mówił o rzeczach dla niego przykrych, był taki sam, jak u matki. Ten sam grymas, który nie schodził jej
z ust, gdy codziennie komentowała zachowanie Krystyny. Tylko oczy miał inne. Ciepłe. Matka miała oczy wszechwidzące. Jej spojrzenie nigdy nie było łagodne. Albo pełne wyrzutu, albo odrzucenia, nigdy inaczej.
- Poszedłem do wojska i dostałem przydział do tego miasta. Odnalazłem wasz dom i spotkałem matkę na ulicy. Prowadziła cię w wózeczku. Chciałem... Nie wiem. Podszedłem, powiedziałem, kim jestem a ona wtedy zasłoniła swoim ciałem wózek. Wściekłem się. Splunąłem pod nogi i uciekłem.
Wstał i podszedł do okna. Krystyna poprawiła się na krześle.
- W tym wózeczku, to nie byłam ja. Nie jestem twoją siostrą.
Skłamała i nic się nie stało. Matka nie uderzyła ją w twarz, jak zawsze, bo matki już nie ma.
- Wiesz, jakie to dla mnie... Nie jesteś?
Nie chciała się tłumaczyć, ale nie mogła także zostawić go bez odpowiedzi. I chociaż wiedziała, że to, co teraz powie zmieni wszystko, być może przyniesie więcej pytań, więcej zdumienia. Krystyna chciała zmienić wszystko.
-       Wzięła mnie na wychowanie, kiedy miałam kilka lat. Chciała, co prawda mojego brata, ale rodzice powiedzieli, że mogą dać tylko mnie. Mieszkałam
z rodzicami i siedmiorgiem rodzeństwa na wsi, gdzie twoja matka przyjeżdżała na lato. I pewnego dnia zabrała mnie ze sobą. Zamieszkałam u niej. Zawsze wysyłała mnie na całe wakacje do rodziców. Mówiłam do niej mamo, bo tego chciałam, żeby
w szkole dzieciaki... Sam wiesz. Potem stała się dla mnie rodziną zastępczą i dzięki temu mogłam się uczyć. Było mi u niej dobrze, ale zawsze była, jakaś taka odległa, na dystans. Musiałam robić zawsze, tak jak sobie tego życzyła, inaczej słyszałam jak bardzo jestem niewdzięczna. W domu, w Głuszynie, też nie byłam, jak u siebie. 
W szkole średniej przestałam tam jeździć.
-       A to dziecko w  wózku?
Krystyna wzruszyła ramionami.
-       Opiekowała się cudzymi dziećmi za pieniądze.
Andrzej westchnął głośno.
-       To trochę zmienia
-       Nic nie zmienia – Krystyna splotła palce i oparła brodę na dłoniach.
-       Nie wiedziałam, że miałeś siostrę, nie wiem, co się z nią stało. Matka, ona nigdy nie okazywała mi uczucia, ale myślałam, że tak powinno być. Nie byłam jej... Miałam być grzeczna i wdzięczna. Te małe dzieci, którymi się opiekowała, dostawały od niej tyle czułości…Całe życie musiałam być jej wdzięczna, że zabrała mnie  ze wsi, umożliwiła naukę. Nie mogłam wychodzić, tak jak inni młodzi ludzie, do kina, na dyskotekę. Żaden chłopak, który do mnie przychodził  nie zyskał jej akceptacji. Zresztą, zabroniła mi przyprowadzać kogokolwiek do domu, nawet koleżanki z klasy.
Mężczyzna znowu wziął w swoje dłonie ręce Krystyny. Mocne, ciepłe męskie dłonie ściskające wystraszone, spięte ręce Krystyny. Chciała, żeby ją trzymał, ale jednocześnie bała się tego dotyku. Tylko uścisk ręki a ona czuła się bezsilna, niemal naga.
- Może uda się ją znaleźć?
- Kogo?                                                                                        
- Moją siostrę.
Krystyna zastanowiła się chwilę zanim odpowiedziała.
- Myślę, że ją straciła. Na Zaduszki odwiedzała zawsze dziecięce groby na cmentarzu witomińskim. Może pan... Możesz tam pojechać, sprawdzić, ja myślałam najpierw, że to ciebie odwiedza, ale... Kiedyś powiedziała, że jej syn wyglądał pięknie w mundurze... Zrozumiałam, że tam, na cmentarzu odwiedza kogoś innego. To może być trudne, znalezienie tego grobu, ja nie wiem, nie zabierała mnie, albo czekałam przy bramie a ona już sama szła w stronę, gdzie jest alejka dzieci.
- Powiedziała, że wyglądam pięknie w mundurze? – Oczy Andrzeja zaświeciły nadzieją.
Krystyna pokiwała głową. I w tym momencie postanowiła, że będzie miła. Bardzo.
- Myślę, że była z ciebie dumna.
- Więc, mówiła o mnie?
- Nie, nie – Krystyna zaprzeczyła gwałtownie. Twarz Andrzeja spochmurniała.
- Może chciała nie pamiętać, nie cierpieć – szybko naprawiła niefortunną wypowiedź.
Krystyna wyciągnęła albumy ze zdjęciami. Oglądając je wypili karafkę wódki, potem likier i wiśniówkę. Prawie wszystkie zapasy alkoholu, który matka chowała w kredensie na specjalne okazje, chociaż nigdy nie było tych specjalnych okazji. No, może dwa razy matka naruszyła żelazny zapas alkoholu.
Raz poczęstowała sąsiada, który po przejściu na emeryturę zaproponował jej wspólne mieszkanie. Potraktowała go jednak tak oschle i wyniośle, że
w rezultacie wyprowadził się na inne osiedle. Drugi, gdy spotkała Krystynę siedzącą z grupą kolegów i koleżanek z klasy w ogródku kawiarnianym. Wyciągnęła ją prawie siłą od stolika, potem w domu kazała pić wiśniówkę.
- Jak masz się łajdaczyć po knajpach to proszę, napij się w domu! – krzyczała. Krystyna piła wiśniówkę a potem całą noc spędziła przy sedesie wymiotując.
Teraz patrzyła na puste butelki i uśmiechała się na sama myśl o tym , co powiedziałaby na to matka.
Pościeliła dla Andrzeja łóżko w pokoju matki. Przepraszał ją za swój stan
i próbował iść do hotelu, ale powiedziała, że boi się go puścić do miasta w takim stanie. Wywracał się i płakał, to znów uśmiechał do siebie.
Pomogła mu się rozebrać i potem patrzyła jak śpi. Nagi tors unosił się powoli, miarowym, spokojnym oddechem. Uklękła przy łóżku, jak do modlitwy. Wysunęła ostrożnie rękę i pogłaskała delikatnie włosy na jego piersi. Połaskotały jej dłoń a Krystyna poczuła przyjemne uczucie na plecach.
Wsunęła swoją dłoń w dłoń brata. Tak. Była taka, jak dłoń matki. Krystyna podniosła jego dłoń i pogłaskała nią swoją twarz. Matka nigdy jej nie głaskała, ale teraz dłonią Andrzeja głaskała córkę.
- Mamo – szepnęła.
Wsunęła się pod kołdrę brata i przywarła do jego ciała. Kiedy matka umarła zrobiła to samo, przytuliła się po raz pierwszy do jej ciała. Leżała przy niej i czuła każdą częścią swojego ciała narastanie tego specyficznego sztywnego chłodu.
To ciało było ciepłe miękkością. Czuła jego zapach a nawet smak. Dotknęła delikatnie językiem jego zarost. Kuło zabawnie… Na ścianie, po drugiej stronie łóżka wisiał portret matki. Krystyna patrzyła śmiało prosto w jej oczy. Tuliła ciało jej syna. Tego syna, którym ona nigdy nie była. A właśnie tego, matka nie umiała jej wybaczyć.
I wtedy mężczyzna zrobił coś, czego się nie spodziewała. Objął ją ramieniem a potem pocałował w szyję, ucho, piersi. Krystyna podciągnęła pod brodę koszulę nocną a on przestał pachnieć matką Potem zapach jego ciała zmieszał się z zapachem Krystyny i stał się śpiącą Krystyną.
Rano Andrzej bardzo spieszył się do hotelu, żeby zabrać rzeczy i zdążyć na samolot.
- Dasz mi znać, jeśli ją znajdziesz? – zapytał w drzwiach.
- Kogo?
- Jak to, kogo? Moją siostrę, jej grób.
- Tak. Oczywiście – Odpowiedziała obracając w palcach wizytówkę wręczoną przez brata.
- A… Czy ja? Coś? W nocy? – zapytał nie patrząc jej w oczy.
Spojrzała zdziwiona zapinając guziki bluzki pod szyją.
- Nie rozumiem.
- Do widzenia. – Szepnął i zbiegł ze schodów.
- Do widzenia – Odpowiedziała i wyjrzała za nim przez okno, a kiedy zniknął za rogiem dodała cicho – Braciszku...
Potem, jak co sobotę, posprzątała dokładnie mieszkanie. Dokładnie oznaczało odsuwanie mebli, mycie futryn, szafek kuchennych. Umyła też okna, bo matka zawsze mówiła, że mycie okien to męskie zajęcie i gdyby Krystyna była taka jak jej brat, to okna byłyby porządnie umyte.
Tym razem, wszystko wyglądało na to, że okna są umyte idealnie.