4 wrz 2009

Ręce

Punktualnie, o wyznaczonej godzinie usłyszał ciche pukanie do drzwi. Za drzwiami stała starsza, drobna pani, a za nią pośrednik nieruchomości.
- Byliśmy umówieni – zagrzmiał pośrednik i delikatnie popchnął kobietę do środka. – Pani sobie obejrzy mieszkanie.
Ona podeszła wprost do okna. Spojrzała w dół, odwróciła się do pośrednika i pokiwała głową.
- Bierzemy – odpowiedział za nią pośrednik. – Proszę tu jest umowa wstępna, Zaliczka, proszę przeliczyć. Tak, jak się umawialiśmy, zaliczka jest wysokości pańskiego zadłużenia czynszowego wobec spółdzielni plus trzy tysiące, reszta po wizycie u notariusza.
Pieniądze leżały na stole wymazanym jego farbami i tuszami. Nowe, równe prostokąciki położone jeden na drugim. Proste rozwiązanie prostych problemów.
- Ale pani nie widziała jeszcze mieszkania – chciał być uczciwy. – Tam po lewej stronie jest łazienka, trochę zdewastowana, ale duża.
- Znam układ mieszkania – powiedziała cicho kobieta, ale pośrednik skrzywił się.
- A nie mówiłem pani? Trzeba obejrzeć, pochodzić, mówiłem, przejść się, powoli, spokojnie, tak jest lepiej.
Ona wstała i posłusznie zajrzała do łazienki, potem usiadła przy pośredniku i powiedziała bezgłośnie – tak.
Nie spodziewał się, że tak szybko sprzeda mieszkanie. Tak go to zdziwiło, że zaczął mimowolnie zniechęcać klientkę.
- No, wie pani, to jednak jest piąte piętro, bez windy. Tutaj jest wszystko na prąd, to trochę drogo wychodzi. Niech się pani zastanowi.
Wstała gwałtownie i podeszła do niego. Jej oczy zaszły łzami.
- Już się zastanowiłam. Kupuję to mieszkanie.
Pośrednik stanął miedzy nim a kobietą.
- Przepraszam, ale jestem umówiony w innej dzielnicy, jeśli nie zmienił pan zdania to może zrobimy tak, jak się ustaliliśmy przez telefon? O piętnastej
u notariusza, zgadza się pan?
Kiwnął głową i podpisał podsuniętą przez mężczyznę wstępną umowę sprzedaży mieszkania.
Jego ogłoszenie o sprzedaży mieszkania ukazało się w Anonsach we wtorek. Dał taką cenę, żeby móc jeszcze, co nieco opuszczać, ale jego oferta została przyjęta natychmiast. Pracownik pośrednictwa nieruchomościami chciał dokonać transakcji jeszcze tego samego dnia, ale on zaproponował czwartek do południa. Czwartki to bardzo dobre dni na zawieranie umów. Poza tym są miłe, mają granatowy zapach i aksamitną miękkość środka tygodnia, który jest prawie piątkiem. Ten dzień tygodnia zawsze wydawał mu się dłuższy od pozostałych, miał w nim najwięcej czasu dla siebie. Tak, zdecydowanie czwartek to najbardziej idealny dzień tygodnia.
W środę wieczorem ogarnął nieco mieszkanie. Kawalerkę z dużą łazienką, mikroskopijnym przedpokojem i wnęką kuchenną w pokoju. I dzisiaj, w czwartek, sprzedał mieszkanie. Jeszcze w to nie wierzył. Odprowadził pośrednika i kobietę do drzwi. Obiecał, że na pewno będzie o piętnastej u notariusza. I nie, nie trzeba po niego przyjeżdżać taksówką…
Kiedy zamknął za nimi drzwi i odwrócił się do nich plecami, zgarbił się lekko, upodobniając do starszej pani, która kupuje jego mieszkanie. Naśladując jej ruchy podszedł do okna i spojrzał, tak jak ona w dół.
Dom stał na skarpie, nad brzegiem morenowego lasu. Okna jego mieszkania niestety nie wychodziły na morze, bo wtedy mógłby je sprzedać znacznie drożej. Warszawka chętnie kupuje mieszkania w Gdyni, ale widok z okien musi być na zatokę ewentualnie port. Z jego okna widać tylko las i mały fragment redłowskiego szpitala z górującym nad drzewami kominem. Niewiele, ale jest cisza i spokój, w sam raz dla emerytki. Właściwie, to ona bardzo okazyjnie kupiła to mieszkanie, pomyślał i udał, że nie zauważa rozpadającego się parkietu i zacieku w rogu pokoju.
Bardziej wyczuł, niż usłyszał ją za drzwiami. Otworzył je i ona tam stała. W mroku klatki schodowej. Sama.
- Rozmyśliła się pani? – burknął - Zadatku nie oddam.
Położyła palec na ustach i weszła do środka. Usiadła na kanapie przy stoliku, gdzie cały czas leżały jej pieniądze. Milczała.
Zrobił herbatę i usiadł przy niej.
- Musiałam przyjść. On mi nie pozwala tego mówić, ale to byłoby nieuczciwe. Mój mąż zawsze mówił – Złotko, najważniejsza jest uczciwość.
- On?
Kobieta napiła się herbaty.
- Pośrednik.
- Aha – powiedział i lekko zniecierpliwiony postukał palcami w kubek z herbatą.
- Już od dawna szukam mieszkania na tym osiedlu. Jednak, kiedy mówię dlaczego, bo ludzie chcą wiedzieć, dlaczego starsza kobieta, na dodatek z laską, dzisiaj jej nie wzięłam, pośrednik mi nie pozwolił, kupuje mieszkanie tak wysoko, na czwartym, czy piątym piętrze, to albo rezygnują ze sprzedaży, albo podwyższają cenę. A ja nie mam dużo pieniędzy.
Zamilkła na chwilę. Podeszła do okna i spojrzała w dół. Było w jej spojrzeniu tyle miłości i ciepła, że wstał i popatrzył razem z nią.
- Tam. Wie pan, co tam jest?
- Szpital.
- A te okna i fragment dachu?
Wzruszył ramionami.
- Tam pracuje pan Wiesiu. To kostnica. Niedawno w tym szpitalu umierał mój mąż, potem pan Wiesiu przygotował go do ostatniej drogi. Umył, ubrał. On ma takie duże, prawie białe dłonie, bardzo delikatne i jednocześnie silne, mocne. Mył mojego męża i z nim rozmawiał. Kiedy człowiek umiera, jego ciało wrzucają do czarnego worka, leży samotne, nie wiadomo, kto je dotyka, nie wiadomo, kto patrzy... Nie mieliśmy z mężem dzieci ani bliższej rodziny. Ręce pana Wiesia już znam… On może mnie dotykać. Chcę, żeby to on przygotował mnie ...
Zamknęła oczy i znieruchomiała. Przez chwilę walczył z chęcią dotknięcia jej twarzy palcem, żeby sprawdzić, czy żyje.
Żyła.
Westchnęła i nie otwierając oczu powiedziała.
- Mój mąż trafił do tego szpitala przypadkiem. Byliśmy tutaj przejazdem. Ja chcę się tutaj przeprowadzić i czekać. Sprzedałam mieszkanie w moim miasteczku. Tutaj stać mnie tylko na kawalerkę. Czy teraz, kiedy pan już wie, nie zmieni pan zdania? Niech się pan zastanowi.
Zapewnił ją, że nie zmienił zdania i na pewno będzie u notariusza, na czas. Kiedy wyszła spojrzał jeszcze raz przez okno w magiczne miejsce w lesie. Drzewa otaczały szpital czerwienią, brązami i zmęczoną zielenią. Pierwszy raz stwierdził, że to ładne miejsce. Naszkicował szybko widok za oknem na kartce papieru i schował do kieszeni spodni. Na pamiątkę, zamiast fotografii. Ukryte w drzewach dłonie pana Wiesia.