30 sty 2012

odbieram to zdanie jak głupią prowokację, pełne ręce roboty...

Po studiach pracowałam jako prawnik w niewielkiej kancelarii - tylko rok. Kiedy urodził się Kuba postanowiłam przynajmniej dwa lata być z dzieckiem. Stać nas było na to, mąż pracował z teściem w jego firmie, byliśmy bogaci. Teściowa powtarzała, że nie ma potrzeby, żeby dzieci tułały się po żłobkach, że stać nas na to, żebym zajęła się domem. Zaraz urodził się drugi syn. Miałam pełne ręce roboty. Co prawda miałam panią do pomocy, sprzątała i gotowała obiady. Rano sama przygotowywałam śniadanie dla męża, potem wstawały dzieci, odwoziłam je do szkoły. Jechałam na zakupy. Odbierałam ze szkoły i był już wieczór, odrabialiśmy lekcje. Dzieciaki zadbane, obiad podany, Reksio wyprowadzony i nakarmiony. Perfekcyjna pani domu, wszystko działało, jak w szwajcarskim zegarku. Od męża nie wymagałam żadnej pomocy, bo przecież on zarabiał.


reszta tekstu to standard, mąż nie pozwala pracować, uzależnia od siebie, a potem kobiecie tuż przez emeryturą wydziela grosze lub nie daje nic... można powiedzieć, że pośrednio przeżyłam to na własnej skórze i obiecałam sobie, że ja będę pracować, nawet kiedy urodził się Wu wiedziałam, że wrócę do pracy. Co dwie emerytury to nie jedna:) 
Poza tym teraz mam obsesję wysokiej emerytury, (przez lata pracowałam na 1/2 etatu) ponieważ jakiś procent Wu może dziedziczyć, to im będzie więcej tym lepiej dla niego:) Facet z kasą zawsze sobie kogoś najdzie:)

13 komentarzy:

Retro Koty i Pies pisze...

Skąd to znamy

clou pisze...

No i co - tylko się pośmiać zgryźliwie?
pozdro

Beata pisze...

no własnie ja nie znam

Beata pisze...

Zgryźliwie? a broń Boże!

clou pisze...

Immanuel Kant tak jakoś powiedział, że z krzywego patyka, jakim jest człowiek nie da się zrobić niczego prostego. Zatem może zgryźliwość uzasadniona? Osobiscie tęsknię za osobami, dla których własne, dane hen niegdyś słowo jest świetością obowiązującą po grób. Tęsknię również za takimi czasami, gdy w myśl powyższej zasady formowano ludzi...

Anonimowy pisze...

Ach, te emerytury...
Pokolenie naszych mam moglo liczyc na emerytury mezow -i moja mama ( z wyzszym wyksztalceniem, pracowala cale zycie )i byla tesciowa korzystaly jako wdowy z emerytur wypracowanych przez mezow, o cos tam pomniejszonych, a i tak wyzszych od kobiecych emerytur.
Kiedy rozwodzilam sie po wielu latach malzenstwa, niektorzy dziwili sie, ze tak latwo 'rezygnuje' z udzialu w emeryturze bylego meza, ponad dwa razy wyzszej od moich nauczycielskich grosikow.
Sama uwazam, ze kobita powinna miec wlasne pieniadze ! I wlasny pokoj ! I emeryture pozwalajaca zyc niezaleznie. Wszystko wtedy inaczej smakuje : romanse, przygody, malzenstwa, rozwody... i zyc jest tak rozkosznie !
( pani do pomocy ? przy dwojce dzieciakow ? niektorym sie we lbach przewraca z dobrobytu !)
zzo

Nivejka pisze...

Dlatego chocby nie wiem jak mi się nie chciało rano wstawać to i tak bedę pracowała!

Beata pisze...

Zzo, jesteś dla mnie wzorem:) od dawna:) potwierdziłaś mój wybór:)

Beata pisze...

Nivejko, mam tak samo, z tym wstawaniem też;)

Beata pisze...

oj, chyba za bardzo filozoficznie jak dla mnie:)

anabell pisze...

Z tymi emeryturami to czuję się mocno wykiwana. Też siedziałam z dzieckiem b. długo w domu, bo musiałam ją albo wozić na rehabilitację albo ją w domu rehabilitować.Potem musiałam iść do prywatnej firmy, bo byłam wg kryteriów "nowych" pracodawców mocno za stara, bo przyjmowali kobiety tylko do 35 roku życia. Pracodawca prywatny to niska płaca, bo wysokie podatki.Potem się okazało,że zmieniły się również kryteria przyznawania emerytury, polikwidowano firmy, w których pracowałam, nie było dokumentów księgowych, a ja pracowałam w firmach, które dawały tzw. premię uznaniową, która akurat w moim przypadku wynosiła ok.50% wynagrodzenia , no ale nie było na to dokumentów. I tym sposobem, nie dość,że ledwo uzbierałam lata do emerytury to mam ją niską, bo przecież była ustalana od udokumentowanych zarobków. I wiesz, wiele osób ma z tego powodu zaniżoną emeryturę, i to niezależnie od płci.
Miłego,;)

Beata pisze...

Anabell...

Monika pisze...

Haha, czytałam. Zawiesiłam się na dokładnie tym samym zdaniu :]